czwartek, 4 października 2012

Recenzja podkładu Wake me up, czyli rozbudzacz od Rimmel

Dziś recenzja podkładu, którego używam stosunkowo od niedawna, bo od ok. 2-óch tygodni. Jednakże stosowałam go prawie codziennie, także mam już wyrobione zdanie na jego temat. Do rzeczy:




Pojemność:
30 ml

Kolor:
200 - soft beige

Konsystencja:
dość lejąca, jednak nie za rzadka, z drobinkami rozświetlającymi

Cena:
W promocji ok. 32 zł

Dostępność:
Większość drogerii kosmetycznych

Zapewnienia producenta:
Podkład, który pobudza cerę. Sprawia, że promienieje blaskiem. Nadaje skórze nieskazitelny wygląd. Działa natychmiast przeciw oznakom zmęczenia. Zawiera peptydy i nawilżający kompleks witaminowy.

Moje spostrzeżenia:
Celem wyjaśnienia - mam cerę mieszaną z tendencją do przetłuszczania w strefie T, o dość nierównym kolorycie,z zaczerwienieniami zwłaszcza w kącikach nosa i z dość mocno widocznymi porami. Jestem świadoma, że podkłady rozświetlające przy moim typie cery to spore ryzyko, jednakże ostatnimi czasy moją największą zmorą jest uwidaczniający się na twarzy brak wystarczającej ilości snu i dlatego skusiłam się na ten produkt.

Zacznę od koloru, gdyż w tej kwestii zawsze jest mi bardzo trudno znaleźć odpowiedni podkład. Tutaj z kolorem trafiłam w dyszkę.

Aplikacja nie jest kłopotliwa. Nakładam go palcami i jest naprawdę w porządku. Nie trzeba się dużo napracować, aby uzyskać efekt bez smug.

Efekt tuż po nałożeniu  jest bardzo zadowalający, twarz wygląda na bardziej wypoczętą, drobinki nie są bardzo widoczne (chyba, że w słońcu). Krycie jak dla mnie średnie, jeśli mamy coś więcej do ukrycia pojawiają się komplikacje. Mimo wszystko cera daje wrażenie promienności i wyspania.

Efekt po kilku godzinach już nie jest taki pozytywny. Po ok. 2 godzinach zauważam lekkie świecenie skóry, mimo wcześniejszego utrwalenia pudrem matującym. A po kilku godzinach jest już tylko gorzej...
Do tego mam wrażenie, że moje mocno "otwarte na świat" pory jeszcze bardziej się otwierają. Trochę lepiej sytuacja wygląda w chłodniejsze dni, zaczynam się wtedy świeci po ok. 3 - 4 godzinach.

Podsumowując na chwilę obecną "wake me up'a" oceniam na 3/5, ale dam mu jeszcze szansę w czasie chłodniejszych temperatur. Myślę, że posiadaczki skóry suchej lub normalnej bez tendencji do błyszczenia prawdopodobnie będą z tego produktu zadowolone. Na zakończenie nasuwa mi się jeszcze jeden wniosek - sen to najlepszy kosmetyk... Szkoda, że nie mogę wyeliminować jego deficytu... Tymczasem będę poszukiwać innych metod rozświetlenia i "obudzenia" buźki. I tutaj przypomniałam sobie o pewnym serum z Biochemii Urody, do którego prawdopodobnie wrócę i zrecenzuję.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz