piątek, 7 grudnia 2012

Ulubieńcy listopada '12

Muszę przyznać, że w tym miesiącu lista ulubieńców nie będzie zbyt długa. To był "miesiąc lenia", zwłaszcza jeśli chodzi o makijaż czy pielęgnację. Let's get it started.


Olej z pestek śliwki





Coraz niższe temperatury, wiatr i deszcz powodują, że końce moich włosów potrzebują szczególnej troski. Od silikonów raczej stronię, także najlepsze w tej kwestii są olejki. Olejek z pestek śliwki zamówiłam kilka miesięcy temu na stronie Zrób Sobie Krem do stworzenia własnej mgiełki dwufazowej. Teraz służy mi właśnie do zabezpieczania końcówek. Kropelkę olejku rozgrzewam w dłoni i nanoszę na same końce. Jak na razie olejek sprawuje się w porządku, nałożony w odpowiedniej ilości (czyli skromnej) nadaje końcówkom połysku i zapobiega znienawidzonemu przeze mnie efektowi puszenia (nie mylić z "push up'em ;) )
P.S. Olejek ten, paradoksalnie, pachnie MARCEPANEM :p



Oliwka rumiankowa w żelu Johnson&Johnson




W okresie jesienno-zimowym zawsze powraca do mnie problem przesuszenia i szorstkości skóry całego ciała, a zwłaszcza ramion, nóg i pleców. Objawia się to nieprzyjemnym swędzeniem, a czasem łuszczeniem skóry. Nadal szukam ideału (balsamu, olejku), ale mam też kilka sprawdzonych produktów, które może idealne nie są, ale działają naprawdę dobrze. W tym miesiącu królowała oliwka z J&J. Nie jest tak tłusta jak zwykła oliwka i ma znośny czas wchłaniania (zwłaszcza nałożona na jeszcze trochę wilgotną skórę), nawilża/natłuszcza na dłużej niż balsam. Jak na razie to mi w zupełności wystarcza.


DUO: Podkład w sztyfcie Pan Stick i puder prasowany Creme Puff - Max Factor


Jak już wspomniałam tegoroczny listopad nie obfitował w regularny make up. Ponure poranki nie nastrajały mnie do wykonania większej ilości kroków pielęgnacyjnych i makijażowych niż te, które uważam za podstawowe. Mam tu na myśli: krem na twarz, szyję i pod oczy, korektor, czasem puder i tusz do rzęs. Przez większą część listopada tak to właśnie wyglądało.
Niezastąpieni w takiej wersji minimum byli niezmiennie od ok. 2 lat panowie z firmy Max Factor.

Pan Stick to właściwie podkład, jednakże ja stosuję go na całą twarz tylko na bardzo dużych mrozach (gdyż jest oparty na bazie tłuszczowej - o tym w jednym z najbliższych postów), a na co dzień (właściwie zawsze, gdy wychodzę do ludzi) używam go jako korektora na zaczerwienia wokół nosa i ust (moja zmora).

Creme Puff z kolei stosuję na całą twarz, gdy nie mam ochoty na zastosowanie podkładu. Oczywiście puder ten nie zapewnia takiego krycia i wyrównania kolorytu jak płynny podkład, ale gdy nie mam większych problemów na twarzy jest wystarczający, zwłaszcza, gdy towarzyszy mu jego przyjaciel Pan Stick.

Masło Shea z Biochemii Urody


Od ponad miesiąca na noc stosuję krem z kwasami służący złuszczeniu i oczyszczeniu skóry twarzy. Oprócz wyżej wspomnianych właściwości ma również działanie wysuszające, nie tylko na powierzchni twarzy, na którą jest nakładany, ale również w jej okolicach. U mnie cierpią najbardziej usta, są przesuszone i łuszczą się, dlatego też staram się je chronić. Masło shea bardzo dobrze sprawdza się w roli "ochroniarza", jego tłusta i bardzo treściwa formuła pokrywa usta zabezpieczająca warstwą. Używam go na noc i na dzień tuż przed wyjściem z domu.

Teraz czas na dwóch niekosmetycznych ulubieńców :)

Czekolada "Cocoacara" - Terravita



Ze względów zdrowotnych nie powinnam jeść praktycznie w ogóle cukrów prostych, co dla wieloletniego, nałogowego czekoladożercy jest nie lada wyzwaniem ;/ Aaale od czasu do czasu mogę sobie pozwolić na gorzką czekoladę z wysoką zawartością kakao. Znalazłam taką, która jest przepyszna, w miarę tania i co najlepsze po zjedzeniu jednej kostki wcale nie mam potrzeby dobrania się do następnej i następnej i ... jak to dawniej bywało. Moje ulubione wersje to czerwona z pomarańczą i chilli i zielona z kawą i kardamonem. Mniammm ....


Ostatni ulubieniec to piosenka. Chodziła za mną baaardzo długo. Któregoś dnia w drodze do pracy bardzo chciałam ją usłyszeć i udało się 3 razy pod rząd w 3 różnych (oczywiście komercyjnych) stacjach ;) w ciągu ok. 15 minut :) Pioseneczka to zremixowany utwór Lykke Li - I follow Rivers. Link poniżej.

http://www.youtube.com/watch?v=oS6wfWu0JvA

1 komentarz:

  1. heh, za mną tez "chodziła" od kilku tygodni:P ale miałam szczęście, bo leciała zawsze jak jechałam rano do pracy i kiedy z niej wracałam...dodam ze na Esce:D

    OdpowiedzUsuń